Wielki Szlak Himalajski to napisana w formie dziennika historia czterech miesięcy w drodze. Szczery i zwięzły opis każdego dnia – rozczarowania, że tak dużo trudności, że tempo ślimacze, mapy niedokładne, a opis ma się nijak do rzeczywistości, zniecierpliwienie, które dotyka chyba każdego, kto przed wyjazdem zrobił szczegółowy plan, określił cel. Konfrontacja z dzikością, o której marzymy, którą niejednokrotnie idealizujemy, a która w rzeczywistości razi, rani, dokucza. Nawet nadgryza czy wypija krew. Konfrontacja nieunikniona, bo Asia i Bartek przeszli Wielki Szlak Himalajski samodzielnie, tylko sporadycznie korzystając z pomocy przewodników. Pomimo tego, że to trudne, że szlak jest nowy i prawie zupełnie nieznany, że pełen przeszkód, a udało się go niemal w całości przejść, opowieść jest wolna od „wielkopodróżniczego” zadęcia, a autorzy nie stawiają siebie w roli himalajskich czy górskich ekspertów. Są zwykli, normalni, wiarygodni. Dziennik – ich wspólna, pisana dwugłosem relacja opowiada o dobrych i o złych chwilach. Raczej pokazuje świat niż go komentuje, przez co czytając czułam się tak, jakbym tam była. Obce mi góry (nie znam Himalajów) nie mamią egzotyką tylko intrygują. Bywają dalekie – wtedy, kiedy autorzy mieli ich dość, lub wręcz namacalnie bliskie. W relacji nie ma ani pocztówkowej sielanki, ani dumnego lizania ran. Własne osądy autorów zmieściły się pomiędzy wierszami, chociaż z racji samodzielności, czyli rzucenia na pastwę przyrody i nieznanej kultury, mieli szansę widzieć i doświadczać innego świata niż ten, dostępny klientom zorganizowanych wycieczek. Opisali to wszystko z dystansem, z zaciekawieniem. Turystyczny przemysł, biurokracja i śmieci, przyjaźni lub nieufni ludzie – ludzie po obu stronach – turyści i stali mieszkańcy pokazani w ten sam bezstronny sposób – w tej książce równi. Lodowce, piach, wiatr i mróz. Historia. Groza, bezsilność. Kasyno internetowe do grania w gry hazardowe na prawdziwe pieniądze w Polsce Pijawki. Tygodnie bez ludzi i tłok. Czasem fascynujący widok, czasem niejadalne ciasteczko. Dużo błądzenia. Pytanie, czy ten sposób poznawania Himalajów był lepszy, pozostaje otwarte. Wędrówka z lokalnym przewodnikiem (jak robi większość grup) dałaby być może szansę poznania kultury i sposobu życia mijanych po drodze ludzi, ale wiedzę o sobie zdobywa się raczej gubiąc i odnajdując się w samotności.
Wielki Szlak Himalajski -120 dni pieszej wędrówki przez Nepal to nie przewodnik, z podanych tu informacji nie odtworzymy trasy na tyle, żeby móc ją samemu powtórzyć. To relacja szkicująca klimat himalajskiej wędrówki i pokazująca czego może się tam spodziewać samotny, niezwiązany z żadnym biurem podróży zespół. Też refleksja na temat wędrowania i tych wszystkich delikatnych granic, gdzie człowiekowi zdarza się gubić zachwyt nad światem z powodu zbyt dużych trudności, zorientowania na cel albo zmęczenia. Powyżej tej granicy wędrówka staje się walką, poniżej jest zbyt łatwa, żeby zajmować – pochłaniać umysł i chwytać za serce. To balansowanie w jakimś stopniu zdarza się wszystkim, którzy zeszli z utartych tras, więc czytanie rodzi też pytanie, gdzie jest moja granica, jak ja mogłabym tamtędy przejść znajdując, zbierając głównie to, co lubię – piękno i radość. Przeczytałam z przyjemnością.
Książka dostępna jest w sklepie internetowym wydawnictwa Bezdroża >> Kup teraz