Podsumowanie wyprawy - III Etap Wielkiego Szlaku Himalajskiego - Pakistan 2019
tekst: Jarek Kowalewski
Foto: Bartosz Malinowski
Jak to się zaczęło?
W 2019 roku planowałem wyruszyć w Himalaje. Na jednym z festiwali podróżniczych poruszyłem temat wspólnej wyprawy z Bartoszem Malinowskim – autorem projektu Wielki Szlak Himalajski. Po kilku dniach zadzwonił Bartosz: „Jarenty, a co byś powiedział na Himalaje Pakistanu?”. Nie zastanawiałem się ani chwili. Z Bartkiem znamy się ponad 10 lat i wiem, że w górach i na nizinach nadajemy na podobnych falach. Projekt zakładał, że w niecałe cztery tygodnie zrobimy trawers Himalajów Pakistanu, zaczynając od wschodu a kończąc u szczytu Nanga Parbat.
Projekt Wielkiego Szlaku Himalajskiego
Kilka miesięcy później obładowani blisko 100 kilogramami sprzętu, jedzenia i niezbędnego ekwipunku lecimy z Berlina do Islamabadu. Po kilku przesiadkach lądujemy w Skardu, w prowincji Gilgit-Baltistan, gdzie zostajemy dwa dni, aby załatwić wszystkie sprawy dotyczące naszej wyprawy.
W hotelu mamy czas na ostatnie przygotowania, przepakowanie i pierwsze spotkanie z naszym zespołem wspierającym. Okazuje się, że naszym przewodnikiem i tłumaczem będzie Saddiq Ali Sadpara – zdobywca wszystkich ośmiotysięczników Pakistanu bez tlenu. Reszta zespołu to: Muhammad Sat Para, Akbar Ali, Asgar Ali i Shar Mahmad. Wszyscy mają duże doświadczenie w górach wysokich - wspierali m.in. polską zimową wyprawę na K2. Moc jest z nami.
Część naszego szlaku przebiegać będzie przez tereny leżące na linii demarkacyjnej między Pakistanem a Indiami, znajdujące się pod kontrolą armii pakistańskiej. Podczas wyprawy będziemy też poruszać się po różnych dystryktach, gdzie obowiązują lokalne prawa, czasem znacznie różniące się od siebie. Tym samym pomoc Saddiqa jest nieoceniona i absolutnie konieczna.
Nasz Team. Od lewej: Akbar Ali, Shar Mahmad, Akbar Ali, Asgar Ali Muhammad Sat Para
Start wyprawy
W komplecie ruszamy dwoma jeepami w kierunku granicy pakistańsko – indyjskiej do wioski Mahdiabad, gdzie rozpoczniemy nasza wyprawę. Rozbijamy pierwszy obóz, poznajemy naszą ekipę, podziwiamy okolicę i nie możemy się doczekać akcji górskiej. Okolica zachwyca, a na mnie największe wrażenie robią otaczające nas ośnieżone szczyty, krystalicznie czysta woda i zielone doliny. Cały trekking będzie wiódł różnorodnymi drogami – od ścieżek prowadzących przez bajecznie zielone łąki, poprzez ogromne zwaliska kamieni i piaszczyste ścieżki, po lodowce i śnieg po pas.
Przygoda! Przygoda!
Naszym pierwszym celem jest przełęcz Katisho (4588 m n.p.m.), na którą w palącym słońcu docieramy trzeciego dnia wyprawy. Podczas przekraczania przełęczy Katisho zaczyna padać pierwszy śnieg, sypie nawet dość mocno. Przez przełęcz nikt jeszcze nie przechodził w tym sezonie, nie ma wydeptanej ścieżki w śniegu. Torujemy sami. Część naszej załogi wybiera bardzo niebezpieczną drogę, tuż pod potężnym nawisem śniegu, na naszych oczach przecinają „lawiniasty” jar, co wywołuje w nas duży niepokój. Saddiq zresztą ekipy znika nam z oczu, otacza nas mgła i gęsty opad śniegu. Brniemy w mokrej brei po kolana.
Na przełęczy otacza nas śnieżny krajobraz – robimy krótki postój, a nasza ekipa częstuje nas ciepłą herbatą z mlekiem. Jeszcze parę godzin marszu i rozbijamy obóz na łące w dolinie. Napawamy się widokiem i sylwetką pobliskiego, nienazwanego jeszcze szczytu wyrastającego pionowo wprost z doliny. Większość kasyn online w Polsce ma minimalny wymóg wpłaty. Jest to niska kwota depozytu, którą możesz dokonać w normalnych transakcjach, lub najmniejsza kwota depozytu, którą możesz zrobić, aby zebrać bonus w kasynie. My w Rankingcasino.pl przejrzyj kasyno z minimalnym depozytem, które możesz mieć największą przyjemność za najmniejszą kwotę pieniędzy. Zdajemy sobie sprawę, że wszyscy chcemy uzyskać jak najwięcej za nasze pieniądze, dlatego nasi specjaliści od kasyn nieustannie poszukują najwyższej klasy rozrywki, która nie rozbije banku.
Od kilku dni nasza ekipa wspierająca ma problem z maszynką gazową. Kartusz, w który zostali wyposażeni ma zerwany gwint, co uniemożliwia korzystanie z maszynki. Dlatego każdego dnia, zaraz po zakończeniu wędrówki, chłopaki zbierają „opał”, czyli odchody krów z okolicznych łąk i przygotowują posiłki na ogniu. Tuż przed nastaniem nocy do naszego obozu przychodzi pasterz i prosi o pomoc. Jego krowa ugrzęzła w głębokim śniegu i nie może się wydostać. Pasterz wraz z naszą ekipą ruszają w teren zabierając ze sobą jedynie czekany i noże. W środku nocy ubijają krowę na środku lodowca a mięso transportują do obozu na grzbiecie drugiej krowy. Przez resztę nocy gotują mięso, które zjadają następnego dnia o świcie.
W nocy w okolicy naszego obozowiska pojawiają się goście. - Dwa niedźwiedzie są na tyle blisko, że nasi trzymają wartę do samego rana.
Przez Park Narodowy Deosai
Następnego dnia ruszamy w stronę osaday Ali Malik. Wkraczamy na płaskowyż Deosai, drugi co do wysokości płaskowyż świata. Jak co dzień czeka nas kilka godzin wędrówki. Gdzieś w połowie drogi pogoda psuje się i zaczyna padać rzęsisty deszcz. Na szczęście w pobliżu jest kharka, czyli osada pasterzy. Z miejsca częstują nas herbatą i zapraszają do środka. Chatki zbudowane z kamienia i służą jako schronienie przed deszczem, śniegiem czy wiatrem. Pełnią też funkcje noclegowe. Drzwi do kharki pochodzą z rozbitego nieopodal helikoptera wojskowego. Przy chatach pasterze budują zagrody, do których na noc spędzają zwierzęta. Po ustaniu deszczu ruszamy dalej pod górę. W odległości kilkudziesięciu kilometrów widać Himalaje indyjskie.
Rozbijamy kolejny obóz, gotujemy kolację i gadamy. Gadamy całymi godzinami. Chciałbym wspomnieć o naszej komunikacji z Bartoszem – nadajemy na podobnych falach i możemy gadać w nieskończoność, na niezliczoną ilość tematów. Wspominam o tym, bo w górach, przy długim przebywaniu razem jest to niezmiernie ważne.
Kolejnym naszym celem jest przełęcz Dari (4724 m n.p.m.) Rozległy widok uzmysławia nam, jak ogromny jest płaskowyż Deosai. Pod samą przełęczą okazuje się, że tonie ona cała w śniegu a nad nią znajdują się wielkie nawisy śniegu, zagrażające naszej ekpie. Problemem staje się też palące słońce - śnieg topi się bardzo szybko i zapadamy się grubo powyżej kolan. Dyskutujemy nad różnymi opcjami trasy. Finalnie wybieramy trawers przez śnieżne plateau , które prowadzi do przełęczy Shagarthang, a ona z kolei do doliny, która będzie kluczowa dla powodzenia całej wyprawy. Stawiamy obóz tuż pod przełęczą na skalno-trawiastym terenie, w otoczeniu pięknych gór. Wszyscy suszymy buty i skarpety. Od tego dnia nasz namiot staje się niepotrzebnym balastem. Nocujemy w samych śpiworach, pod rozgwieżdżonym niebem, na co pozwala temperatura oscylująca wokół 0 st. C.
Następnego dnia czeka nas długa i żmudna droga w dolinę. Planujemy dotrzeć do wsi Shagarthang, skąd będziemy wchodzić na kolejną wysoką przełęcz. Przed nami Banak Pass (5000 m n.p.m.) - tym samym mamy blisko 2000 metrów podejścia. W drodze cały czas towarzyszy nam gościnność miejscowych pasterzy a zsiadłe schłodzone w potoku kozie mleko smakuje jak najlepszy napój pod słońcem. Nieoczekiwanie pojawia się problem - naszej pakistańskiej ekipie kończy się jedzenie, a po dotarciu do wioski Tarashing okazuje się, że nie ma w niej sklepu. Gdyby tylko powiedzieli o tym chociaż dwa dni wcześniej, to przez telefon satelitarny zorganizowalibyśmy żywność i poprosilibyśmy przedstawiciela agencji o dostarczenie żywności do wioski. Finalnie jednak jesteśmy zmuszeni zjechać w doliny i uzupełnić zapasy. Czekamy 8 godzin na transport i w środku nocy jesteśmy ponownie w Skardu.